PARTNER BLOGA:

Inwazja diesli czyli poważnie niepoważnie o motoryzacji

Przewiń w dół

To się dzie­je na naszych oczach. Na pew­no wśród Waszych zna­jo­mych jest ktoś, kogo to dopa­dło. Może Wasz sąsiad? A może i Wy padli­ście już ofia­rą pod­stęp­nej inwa­zji die­sli?


Z nie­po­ko­jem obser­wu­ję obec­ne cza­sy. Kie­dyś, daw­no daw­no temu, smar­ka­czem będąc, przy­kle­ja­ło się nos do przed­niej bocz­nej szy­by aut zapar­ko­wa­nych na osie­dlu i podzi­wia­ło, ile mają na budzi­ku. Nikt za bar­dzo nie wie­dział dla­cze­go, ale wypa­da­ło tak robić. Im auto mia­ło pręd­ko­ścio­mierz wyska­lo­wa­ny do wyż­szej pręd­ko­ści, tym bar­dziej zyski­wał w oczach chłyst­ków. Nikt za to nie zer­kał na obro­to­mierz (bo i po co, zwłasz­cza w sto­ją­cym pojeź­dzie) i nawet nie podej­rze­wał, że co i rusz naty­kał się na kle­ko­czą­cy kosz­ma­rek na kołach. Dopie­ro jak obe­szło się wóz dooko­ła i zaj­rza­ło pod spód, wali­ła po oczach szpet­na koń­ców­ka wyde­chu, któ­rej faja zwi­sa­ła rów­nie żało­śnie, co mina roz­cza­ro­wa­ne­go dzie­cia­ka. Die­sel! Teraz rop­nia­ki tak dobrze się kamu­flu­ją, że nie mają już tak cha­rak­te­ry­stycz­ne­go wyde­chu. Co za cza­sy?!

Zanim kli­mat się zmie­nił, a w naszym kra­ju na dobre zago­ści­ły tem­pe­ra­tu­ry tro­pi­kal­ne, kie­dyś wystę­po­wa­ła u nas cudow­na pora roku zwa­na zimą. Wte­dy mróz doświad­czał wszyst­kich kie­row­ców po rów­no i każ­dy jak okiem się­gnąć, rano na par­kin­gu odbęb­niał swo­isty rytu­ał i skro­bał szy­by ze szro­nu. Jak wia­do­mo, w życiu są rów­ni i rów­niej­si. Tak też szczę­śli­wi posia­da­cze ben­zy­nia­ków po pro­stu odpa­la­li i odjeż­dża­li w siną dal (jeśli oczy­wi­ście aku­mu­la­tor mu na to pozwo­lił). Kie­row­cy kle­ko­tów nato­miast, po prze­krę­ce­niu klu­czy­ków w sta­cyj­ce, nadal tkwi­li na swo­im miej­scu zahip­no­ty­zo­wa­ni paskud­ną kon­tro­l­ką grze­ją­cych się w nie­skoń­czo­ność świec żaro­wych. Teraz tak się poro­bi­ło, że die­sle, prze­waż­nie wypo­sa­żo­ne w tur­bi­nę (albo i dwie), krót­ką chwi­lę prze­zna­cza­ją na jej roz­grza­nie i jaz­da! Co za cza­sy?!

DOŁĄCZ DO NASZEJ SPOŁECZNOŚCI:

 

Kolej­ną cha­rak­te­ry­stycz­ną cechą rop­nia­ków — to dźwięk odpa­lo­ne­go sil­ni­ka. Tak okrop­ny, że zęby bolą, a cia­ry prze­mie­rza­ją dro­gę od czub­ka gło­wy, aż do miej­sca gdzie słoń­ce nie docho­dzi. Okrop­ny kle­kot mło­car­ni zwa­nej sil­ni­kiem wyso­ko­pręż­nym. Nie dość, że wstyd odpa­lić coś takie­go, bo zaraz sąsiad patrzy na nas z poli­to­wa­niem, to na każ­dych świa­tłach kolej­ne poni­że­nie. I choć­byś nie wiem jak deli­kat­nie dodał gazu, to hań­by nie unik­niesz! Ale cza­sy się zmie­nia­ją. Samo­cho­dy sta­ły się tak dosko­na­le wygłu­szo­ne, że kie­row­ca zamknię­ty w szczel­nej pusz­ce nie sły­szy dołu­ją­ce­go kle­ko­tu. Nie zapa­da się więc w otchła­ni depre­sji z powo­du ustroj­stwa, któ­re przy­szło mu pro­wa­dzić. Mało tego! Tech­no­lo­gia idzie do przo­du i sta­ła się tak pod­stęp­na, iż moż­na się zła­pać na tym i przez chwi­lę roz­wa­żać, że takie 3‑litrowe V6 w Infi­ni­ti M30d czy 2.4 litra D5 zamon­to­wa­ne w Volvo brzmi nawet jak samo­chód. Co za cza­sy?!

Inwazja diesli

Ale to wszyst­ko to nic! To napraw­dę mały pryszcz przy tym, co zaczy­na się dziać. Inwa­zja postę­pu­je i wszyst­ko wska­zu­je na to, że ludz­kość nie­chyb­nie zmie­rza do zagła­dy. Ile­kroć myśla­łam o spor­tach moto­ro­wych, zawsze wyda­wa­ło mi się, że są one odpor­ne na ten parch. Idąc dalej tym tokiem myśle­nia sądzi­łam, że samo­cho­dy spor­to­we nigdy nie pad­ną ofia­rą epi­de­mii D (jak die­sel). Jak bar­dzo byłam w błę­dzie! Raz już szczę­ka mi opa­dła, gdy w kor­ku mijał mnie Macan S dum­nie prę­żą­cy kształt­ne bio­der­ka, na któ­rych poły­ski­wał wiel­ga­śny chro­mo­wa­ny napis „die­sel”…

Mogą nas mamić, ile chcą, że oszczęd­ność, że mniej pali, że cokol­wiek tam jesz­cze wymy­ślą. Nie poj­mu­ję tego nacią­ga­ne­go kom­pro­mi­su, mię­dzy chę­cią zaosz­czę­dze­nia, a potrze­bą poka­za­nia się samo­cho­dem spor­to­wym. To jak racjo­na­li­za­cja insta­la­cji LPG w czoł­gu. Nigdy nie zro­zu­miem sen­su ist­nie­nia potwor­ków typu Golf GTD czy BMW M550d. Wiem tyl­ko jed­no — nie chcę docze­kać cza­sów, gdy na uli­cach spo­tkać będzie moż­na Sub­a­ru Impre­zę STId. Wystar­czy już nam bolącz­ka zwa­na panew­ką lub uszczel­ką pod gło­wi­cą, nie potrze­bu­je­my doda­wać do tego DPF

P.S. A może jest jesz­cze nadzie­ja? Może nie wszyst­ko stra­co­ne i ludz­ko­ści nie cze­ka zagła­da, a inne mar­ki pój­dą za przy­kła­dem Renault i też zapo­wie­dzą eks­ter­mi­na­cję die­sli ze swo­ich sze­re­gów? 😉

  • 69
  •  
  •