Tuning to nie zawsze lepsze osiągi czy pewniejsze prowadzenie. Czasami chodzi tylko i wyłącznie o styl.
Co kraj, to obyczaj. Doskonałym przykładem jest Japonia, w której słowo tuning nabiera zupełnie nowego znaczenia. Auta po przeróbkach przypominają tam Transformersy. Kilkumetrowe (dosłownie) rury wydechowe, absurdalnie przedłużane błotniki, gigantyczne spojlery, odważne kolory — wszystko to znajdziecie w jednym aucie. Przyznacie, że styl mają unikalny, w skali światowej.
Kolejnym regionalnym przykładem jest amerykański styl donk. Tuning polega tutaj na włożeniu do samochodu karykaturalnie wielkich felg i nie mówimy tutaj o rozmiarze typu 18 czy 19 cali. Chodzi o 22 czy nawet 30 cali w aucie osobowym! W ten sposób przerabia się zarówno nowe, jak i klasyczne amerykańskie modele samochodów. Podobnie jak w Japonii, styl bierze tutaj górę nad użytecznością.
Myślicie, że widzieliście już wszystko? Nic bardziej mylnego. Całkowicie oddzielną kategorię tworzą samochody-maskotki. Pamiętacie film “Głupi i głupszy” i ich kultowe auto przypominające psa? Podobne wynalazki naprawdę jeżdżą po ulicach. Istnieje samochód kot, a także Volkswagen Beetle przerobiony na pandę (www.royalpanda.com) czy żółwia. Skuteczny sposób na wyróżnienie się z tłumu, choć wróżący problemy z utrzymaniem auta w czystości. Zmora detailingowców.
Ostatni, ale chyba jednocześnie najpopularniejszy styl to stance. Czym się charakteryzuje ten rodzaj tuningu? Musi być nisko! Im większa gleba tym lepiej, a spasowanie pomiędzy kołem a felgą powinno być mierzone nie w centymetrach, a milimetrach. A że nie da się skręcać czy podjechać po nawet najmniejszy krawężnik? Cóż, auta w style stance nie są od jeżdżenia, prawda?
Coś pominęliśmy? Chcesz coś dodać? Komentarze do Twojej dyspozycji!
21