Jednym wybór koloru samochodu spędza sen z oczu, dla innych jest to sprawa kompletnie drugorzędna. Dla stereotypowej baby kolor to kwestia życia i śmierci, gdyż na tej podstawie podobno rozróżnia ona samochody między sobą. Typowy facet z kolei rozróżnia zaledwie trzy kolory: fajny, gejowy i ch… niefajny 😉
O ile życie byłoby łatwiejsze, gdyby kolor samochodu był z góry ustalony i zależał od kraju pochodzenia producenta? Wtedy francuskie auta miałyby niebieski lakier, niemieckie srebrny, włoskie czerwony, a samochody brytyjskie dumnie prężyłyby zadki w fenomenalnym malowaniu British Racing Green, jak miało to miejsce od początku poprzedniego stulecia aż do lat ’60 na wyścigach długodystansowych Gordon-Bennet Cup. Tam każda ekipa narodowa miała „swój” kolor i nie było mowy o żadnych wojnach na tym polu.
A teraz marki prześcigają się w coraz to różnych propozycjach palet barw — od oszałamiającego wyboru między białym a czarnym, jak to ma miejsce w przypadku niektórych niemieckich marek, po wszelakie pstrokacizny i inne fanaberie. No dobrze, ale czy przy tak długiej już historii motoryzacji, jest coś wartego uwagi w kwestii lakieru samochodowego? Czy da się czymś mile zaskoczyć petrolhead’a? Czy da się jakoś nietuzinkowo wyróżnić na drodze? Nie mówimy oczywiście o lakierach customowych, ale o perfidnie pospolitych lakierach proponowanych przez producentów dla zwykłego Kowalskiego.
Zacznijmy od początku, czyli od najzwyczajniejszego w świecie koloru białego. Lakier ten brzydki jak dupa jeża, zwykle dostępny za darmochę, straszy na ulicach kombiakami z kratką handlowców, a mimo to z niewiadomych powodów na Bliskim Wschodzie zyskał niewiarygodną wręcz popularność. W naszych stronach jest jednak coś odrobinę przyjemniejszego dla oka, czyli biała perła. Można ją obczaić chociażby na Peugeotach pod nazwą Biały Nacre. Odrobina słońca i lakier robi robotę, prezentuje się naprawdę pięknie. Nieco ciekawszy efekt uzyskał Mercedes na swoich autach ze stajni AMG, tworząc lakier Biel Diamentu — coś fantastycznego, nie da się wzroku oderwać.

Dalej mamy kolor żółty. Pierwsze skojarzenie to szkaradny odcień Fiata Pandy II tudzież nowojorskie taryfy. Ale hola hola, Francuzi i Niemcy mają w swojej ofercie coś, co rozjaśni każdemu najpochmurniejszy dzień, a jednocześnie przyciągnie do siebie najbardziej powściągliwego robala. Mowa o lakierze, bez którego nie wyobrażam sobie sensu istnienia Renault Sport, mianowicie Sirius Yellow. Jakimś dziwnym trafem Mercedes wpadł na pomysł stworzenia łudząco podobnego cuda, nazwał go Solarbeam Yellow, lecz pomalował nim model samochodu nieco mniej osiągalny dla szarego człowieka — AMG GT.

Kolejny odcień radości to kolor pomarańczowy. Nie jest on zbyt często spotykany wśród aut widywanych na drogach i jeśli się dobrze zastanowić, to tak naprawdę jest jednym z rzadszych zjawisk na drodze. Oczywista oczywistość to pomarańczka widywana na supersamochodach Lamborghini, ale ja tu nie o takich rodzyneczkach chciałam. Ford ma równie ciekawą propozycję dostępną w palecie lakierów Focusa ST, a konkretnie chodzi mi o kolor Electric Orange. Nie dość, że odcień ten prezentuje się fenomenalnie, to nazwa też ma coś w sobie.

Po pomarańczkach mamy czerwienie. Kolor niezbyt wyjątkowy, bardzo popularny, ale jedno o nim wiadomo na pewno — jest najszybszy 😉 Choć ciężko stworzyć kolor czerwony na nowo, kolesiom z Mazdy udało się to bez dwóch zdań. Ich Soul Red to czerwień szczególna — głęboka i intensywna, a w pełnym słońcu lśni niczym szlachetny rubin, nie da się przejść obok obojętnie, jego jest blask urzekający, niemal hipnotyzujący.

Przejdźmy do lakierów w kolorze fioletowym. Na rynku europejskim niestety wieje nudą pod tym względem. Producenci dawno nie oferowali niczego wartego uwagi, a tak naprawdę to nie zapadł mi w pamięć żaden fiolet od czasów Golfa III czy niezwykle babskiej Jasnej Purpury Daewoo Matiza, ewentualnie Nissan Micra też był dostępny w fioletowym malowaniu. A tak na poważnie, to serio ciężko u nas z fioletami, chyba równie słabo, jak z kolorem pomarańczowym. I pomyśleć, że w Stanach Zjednoczonych szczęściarze mają cudeńko zwane Plum Crazy. To znak rozpoznawczy muscle car’ów marki Dodge. A w obecnym roku malowanie to ponownie było dostępne dla modeli Charger i Challenger.

A czy dzieje się coś ciekawego w błękitach? Zdecydowanie! Na początek propozycja z kategorii tych “nie dla psa kiełbasa”, czyli Porsche w malowaniu Miami Blue. Jest to kolor tak pozytywny, orzeźwiający i miły dla oka, że nie da się o nim zapomnieć, jak już raz się go zobaczyło. Na myśl przywodzi ciepłe wody tropikalnych mórz, które delikatnie kołysząc otulają rozgrzane w słońcu ciało i pieszczą zmysły… Chciałoby się, nieprawdaż? Zwłaszcza, gdy słyszymy doniesienia o pierwszych w tym roku opadach śniegu, a tzw “złota polska jesień” to jedynie slogan reklamowy.

Znowu nieco inna odsłona niemal tego samego koloru to Rebel Blue, który można przyuważyć na autach marki Volvo w sportowej odmianie Polestar. Choć to prawie to samo malowanie, co w przypadku Porsche, to moje skojarzenia są tu raczej związane ze śnieżną północą, gdzie po skutym lodem jeziorze można latać autem bokiem do przodu, a czasem nawet dupą do przodu wykonując niby specjalnie po drodze podwójnego aaltonena 😉

Po niebieskich kolorach lakieru, weźmy na warsztat zielone. …I znowu ten Mercedes 😉 Niedawno światło dzienne ujrzał kolejny potwór ze stajni AMG — GT R. Zarówno jego wygląd, jak i elektryzujące osiągi, a także brzmienie niczym z otchłani piekieł dosłownie urywają cztery litery, ale to wszystko idzie w parze z jego niezwykle soczyście zielonym lakierem o równie wyjątkowej nazwie “AMG Green Hell Magno”.

Nieco większe szanse mamy zobaczyć na naszych drogach inną, choć też fantastyczną postać koloru zielonego. Mowa o VW Scirocco w malowaniu Vioer Green oraz Ford Focus RS w kolorze Ultimate Green. Choć w przeciwieństwie do Merca, te auta widuje się na ulicach już od pewnego czasu, to niezmiennie widok tych zielonych odcieni skrzących się w promieniach słońca wywołują uśmiech na mojej twarzy. Tak samo działa na mnie widok Fiata 500 w kolorze Smooth Mint.

Brązy zamykają moje wywody o wyjątkowych lakierach samochodowych. W tym temacie ostatnio dzieje się baaardzo dużo i bardzo ciekawie. Choć pewnie wbiję kij w mrowisko, ale jednym z najładniejszych brązów może się jak dla mnie poszczycić… Dacia Duster. Niemal na równi postawiłabym Hondę Civic z lakierem Golden Brown. Ale tak naprawdę ciężko się zdecydować, bo niemal każda marka ma teraz w swojej ofercie lakier w kolorze, który jeszcze do niedawna mógł się kojarzyć co najwyżej z brązowym kredensem (czyt. Fiatem 125p).

Kolor czarny pomijam, bo tu nic ciekawego nie kojarzę, przynajmniej nie w kwestii lakierów w oficjalnych paletach barw marek samochodów. Widziałam już czernie metalizujące na różne kolory, ale o coś takiego trzeba się postarać na własną rękę.
Reasumując, jak wiele jest marek i modeli samochodów, tak również w sprawie koloru lakieru każdy znajdzie coś na miarę swojej osobowości. Jest jednak coś co mnie nurtuje — czy nie powinno być tak, że wyjątkowe lakiery są niejako zarezerwowane dla wyjątkowych samochodów? Swego rodzaju patent, że cywilna “renówka” nie może być dostępna w kolorze Sirius Yellow, zwykłego Focusa nie da się kupić w malowaniu Ultimate Green, a cywilne Volvo nie wyjedzie z fabryki w barwach Rebel Blue. W końcu nie można w życiu mieć wszystkiego, musi być jakaś sprawiedliwość 😉
32