W Dzień Kobiet, czyli 8 marca, wybraliśmy się na Tor Lublin, aby prawdopodobnie ostatni raz pojeździć po nim naszą Świnką. Dlaczego ostatni? Niebawem miejsce to zostanie zasypane ziemią, a wszystko przez skargi i protesty mieszkańców pobliskiego osiedla mieszkaniowego, które powstało… już w momencie funkcjonowania toru! Ale ponieważ Polska to kraj absurdów, jeden z niewielu torów samochodowych w naszym kraju zniknie z mapy. Ciekawe co powstanie na jego miejscu — ponoć kolejne osiedle mieszkaniowe. A może centrum handlowe?
Dopełnieniem farsy związanej z Torem Lublin jest spot reklamowy, którym niedawno województwo lubelskie promowało się w telewizji. Szczerze? To wstrętne i zwyczajnie niesmaczne, że obiekt przeznaczony do likwidacji, którego chyba nikt nie starał się szczególnie ratować przez usunięciem z powierzchni Polski, jest wykorzystywany przez włodarzy do reklamy. A może zwyczajnie agencja reklamowa robiąca klip nie wyczuła tego zgrzytu, a to dlatego, że jest z Warszawy? Nie ma znaczenia — fetor pozostał.
Wracając do naszej wizyty w Lublinie — trening organizowali ludzie z Driveart, dzięki którym praktycznie co weekend tor jest dostępny dla wszystkich chętnych potrenować szybką jazdę lub drift. Stawki nie są wygórowane, bo za 150 zł upalać można było do woli cały dzień. My wybraliśmy opcję kilkugodzinnej jazdy — skoro już byliśmy na miejscu, to chcieliśmy się dobrze wyszaleć. No i faktycznie tak było — Świnka chrumkała, przód płużył, opony piszczały, a my hodowaliśmy na twarzach banany. Pojeżdżawkowy standard 🙂 Minusem z pewnością było jednoczesne poruszanie się po torze aut jeżdżących prosto i bokiem — drifterzy często popełniali błędy, przez co nietrudno było o zastanie stojącego w poprzek drogi samochodu, co stwarzało zagrożenie. Nie pomagał również fakt, że każdy obierał swoją własną trasę. Staraliśmy się w związku z tym wyczekiwać na odpowiedni moment, aby wjechać na tor i zrobić kilka kolejnych kółek. Wystarczył łeb na karku, aby bezpiecznie i do woli się wyjeździć.
Dojazd z Warszawy do Lublina, kilkugodzinne upalanie i powrót do stolicy zajęły nam praktycznie cały dzień. Oprócz wpisowego za wjazd na tor wydaliśmy sporo na paliwo — zużyliśmy w sumie dwa baki benzyny o mocy szlachetnych 98 oktanów. Czy wyjazd był wart wolnej soboty i kilkuset polskich złotych? Tak, TAK, zdecydowanie tak! Nawierzchnia toru jest w całkiem niezłym stanie, układ kręty i ciekawy, a do tego Lublin jest jednym z niewielu miast posiadających własny tor przystosowany do jazdy samochodem. Podkreślamy to, gdyż jest to niezmiernie smutny fakt — tego typu obiekt powinien być w każdym mieście, a większy tor przynajmniej w każdym województwie!
Koniec Toru Lublin jest niestety bliski. Mówi się o końcu marca, ale wcześniej datę likwidacji kilkukrotnie już przekładano. Korzystajcie z tego obiektu póki można — to znakomite miejsce na trening umiejętności, jak i poznanie ludzi opanowanych przez tę samą pasję co my. Szczerze przykro było patrzeć, że podczas naszej wizyty na torze więcej było gapiów, niż osób jeżdżących. Będziemy tęsknić za tym miejscem! 🙁
Obejrzyjcie jak się bawiliśmy:
I jak robili to tego samego dnia inni kierowcy:
57