Nie jest tajemnicą, że każdy kierowca jest pieszym, ale nie każdy pieszy jest kierowcą. Wiadomo również, że znaczna część społeczeństwa w jakimś momencie życia wsiada na rower, choćby sporadycznie. Dlaczego w takim razie jednym tak trudno zrozumieć drugich… a już szczególnie tych trzecich?
Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia — za kółkiem drażnią bezmyślni piesi i rowerzyści, idąc z buta irytują cykliści i kierownicy automobili, a rowerzysta to już chyba na każdego patrzy wilkiem. Zacznijmy więc batalię od początku, rozpatrując po kolei pretensje wszystkich grup.
Cudowne dzieci dwóch pedałów
Jakie są prawa i obowiązki rowerzysty? Przede wszystkim cyklista powinien poruszać się zgodnie z przepisami Prawa o Ruchu Drogowym, czyli po ścieżce rowerowej lub jezdni. Jeśli akurat panują wyjątkowo paskudne warunki atmosferyczne lub nie ma wydzielonej ścieżki rowerowej, poruszamy się po terenie zabudowanym i dozwolona prędkość przekracza 50 km/h, a szerokość chodnika wynosi przynajmniej dwa metry, wtedy i tylko wtedy kierujący rowerem może szanownie wkroczyć na chodnik, gdzie i tak pierwszeństwo ma pieszy. Oprócz tego każdy rower powinien być oświetlony z przoda i zada, a także posiadać odblaski widoczne po zmroku z odległości min. 150 metrów, nie wspominając już o innych bzdetach zgodnych z rozporządzeniem Ministra Infrastruktury.
A jak wygląda rzeczywistość? Sytuacja ze ścieżkami rowerowymi prezentuje się tak, że praktycznie ich brak. Mimo że raz po raz słyszymy o dumnych doniesieniach władz o oddaniu x kilometrów kolejnych tras dla jednośladów, to jednak w porównaniu z cywilizowanymi krajami nadal jesteśmy w czarnej… W takim razie może rowerzyści powinni poruszać się po ulicach razem z masą samochodów oraz całym ruchem komunikacji miejskiej? Z ostatnich badań specjalistów od badań wynika, że stolica naszego pięknego kraju jest najbardziej zakorkowanym miastem Europy. Ulice są wąskie, pobocza i chodniki zastawione zaparkowanymi samochodami, powstają kolejne buspasy, a tu nagle radośnie środkiem drogi snuje się taki pacjent odziany w lycrę zostawiając za sobą sznur samochodów, bo ominięcie takiego graniczy z cudem. Nawet jeśli jechałby samym skrajem pasa, to jest o jednego rowerzystę za dużo, żeby wyprzedził go samochód odrobinę większy od Smarta. Pomimo obowiązkowych światełek (które nawiasem mówiąc czasem zwyczajnie rażą), ubierze się taki na czarno (przecież po co inaczej, jak się pobrudzi?) i spodziewa się, że jest wystarczająco widoczny, żeby zauważyć go z sąsiedniego województwa. Odblaski oczywiście ograniczone są do minimum, bo to obciach. Przestrzeganie pozostałych przepisów również jakoś tak blado wypada, bo nie ma czegoś takiego, jak czerwone światło czy obowiązek przeprowadzenia roweru przez typowe przejście dla pieszych.
Każdy kij ma dwa końce i tak samo rowerzyści mogą mieć co nieco do powiedzenia w tym temacie. O ścieżkach rowerowych nie ma co w ogóle dyskutować, bo jest ich tyle, co kot napłakał. Często poruszają się po nich również spacerowicze, rolkarze, biegacze, matki z wózkami lub (o zgrozo!) rodzice uczący swoje ledwo odrośnięte od ziemi pociechy poruszania się na trójkołowych rowerkach. Poza tym nie każdy rowerzysta zdecyduje się na jazdę po ścieżce, jeśli już taka powstała, a została wyłożona kostką Bauma. Dla cienkich jak kondom opon i szytek w kolarzówkach jest to narzędzie zbrodni. Rowerzysta na chodniku generalnie postrzegany jest jako największy wróg narodu i skutecznie przegania się go na ulicę. Natomiast każdy kierowca również złorzeczy rowerzyście i próbuje zajechać mu drogę, zepchnąć do rowu lub wetrzeć w asfalt. Więc jakie mniejsze zło lepiej wybrać — ryzykować utratę zdrowia lub życia, czy narażać się na mandat za pedałowanie po chodniku?
Piesi i wózkowe terrorystki
A jak to jest z piechurami? Jest jak jest, ale zawsze może być lepiej. Co im można zarzucić? Przede wszystkim głupotę! Raz po raz widać kompletny brak instynktu zachowawczego czy choćby odrobiny zdrowego rozsądku towarzyszącego ludziom poruszającym się o własnych nogach w miejskiej dżungli. Nie chcemy nikomu robić rewolucji w szafie i nie zgadzamy się z ogólnym zaleceniem, żeby wymienić szaro-buro-czarne ciuchy na oczopieprzne neonowe pstrokacizny. Wszak łatwiej ubrać się na czarno, niż rozsądnie się odżywiać i zażywać ruchu 😉 Jednak jak już zapewnimy sobie idealny kamuflaż na uliczne szuwary, to nie zwalnia nas to z obowiązku zachowania ostrożności we wszelkich możliwych sytuacjach, kiedy kierowca automobilu może nas zwyczajnie nie dostrzec! Tyczy się to nie tylko poruszania się po poboczu drogi, gdy brak jest wyraźnie oddzielonego chodnika. Choć taka sytuacja jest szczególnie niebezpieczna i zbyt często kończy się zwiększeniem liczby stawianych na skraju drogi zniczy. Co ponadto? Przejście dla pieszych bez sygnalizacji świetlnej na ten przykład. Pomijamy już skrajny przypadek, jakim jest brak przejścia w postaci znaków pionowych i poziomych (zebra) i włażenia na jezdnię w miejscu najwygodniejszym dla takiego delikwenta… To jest “klasa” sama w sobie. Przede wszystkim mamy na myśli ludzi, którzy stoją na skraju jezdni i wyglądają, jak uosobienie braku zdecydowania: “Idę! Albo nie.. O, przepuści mnie, to idę! Albo nie”. Nie wiadomo czy takich przepuścić czy olać i jechać dalej. Zwykle kończy się to jak w przypadku kota, który w ostatniej chwili wbiegnie na drogę tuż przed samochodem. Ten rodzaj pieszych wprowadza jedynie odrobinę świeżości i konfuzji w życie kierowcy.
Gorszym przypadkiem według nas są jednak piesi wymuszający pierwszeństwo. Nie będziemy bawić się w wyliczanie drogi hamowania, gdyż wpływ na nią ma nie tylko prędkość samochodu, lecz również jego masa, czas reakcji kierowcy, stan techniczny układu hamulcowego oraz ogumienia, a także warunki atmosferyczne i stan nawierzchni drogi. Czy w takim razie tak trudno domyślić się, że łatwiej zatrzymać się przed przejściem osobnikowi poruszającemu się z buta, niż autu nawet najbardziej sprawnemu technicznie, najgrzeczniej poruszającemu się w zgodzie z przepisami ever, w najbardziej sprzyjających warunkach pogodowych po perfekcyjnej nawierzchni? Chwała wszystkiemu możliwemu, że Bronek nie klepnął jeszcze najbardziej debilnego pomysłu we wszechświecie, żeby piesi mieli pierwszeństwo jedynie zbliżając się do przejścia. To sprowadziłoby nie tylko maksymalne natężenie frustracji, złośliwości i stresu wśród kierowców, ale zesłałoby na nas zło ostateczne i wszystkie plagi egipskie… Istny koniec świata!
Odnośnie pieszych, to wartym osobnego odnotowania przypadkiem są kobity z wózkami. O ile wystarczająco irytujące są po prostu poruszając się chodnikami, gdyż oczywiście nie może taka jechać bliżej jednej lub drugiej krawędzi, ale zagraca wózkiem całą szerokość chodnika i trzeba ją omijać ścieżką rowerową lub trawnikiem. Dwie na raz to już inna para kaloszy, która samym swoim widokiem wyprowadza nas z równowagi. Nieważne to jednak, chcieliśmy bowiem poruszyć kwestię wchodzenia tych pań na przejścia dla pieszych. Właściwym zwrotem powinno raczej być “wtargnięcie”. Dzieci to przyszłość nie tylko naszego narodu, ale w ogóle ludzkości. Płodność spada, ludzie są zabiegani i zagonieni za kasą i karierą, a koszty życia stale rosną, w związku z czym zmniejsza się też liczba dzieci przypadających na przeciętnego Kowalskiego (ewentualnie Kowalską). Skąd więc wzięła się maniera, żeby wbijać na przejście wózkiem do przodu na czerwonym świetle, tuż przed maskę samochodu lub w ogóle na chama w miejscu niedozwolonym? Czy to jest swego rodzaju metoda antykoncepcji lub aborcji?! Czy pchanie wózka sprawia, że szara masa ludziom kompletnie krzepnie?!?
Oprócz cichociemnych pieszych przemykających poboczem drogi oraz tych chcących oszukać przeznaczenie na przejściach dla pieszych, jest też całe mnóstwo innego rodzaju wykroczeń, za które należy się karny kopniak w cztery litery, żeby rozruszać metabolizm szarych komórek. Kierowca autobusu nie zawsze ma ten przywilej, żeby zatrzymać się na specjalnie wyznaczonej zatoczce. Czasem przystanek to po prostu postawiony przy drodze znaczek na słupie. I co robią ludzie wysiadający z busa? Oczywiście wypełzają na drogę z przodu i tyłu pojazdu prosto pod koła innych nadjeżdżających aut. Głupota? Oj tam, oj tam, po prostu selekcja naturalna 😉
Tak samo, jak w przypadku rowerzystów, również i piesi mają swoją wersję prawdy. Co do wchodzenia na jezdnię zza autobusu, to tego nie czaimy. Brak zdecydowania na przejściu dla pieszych? Hm, w sumie lepsze to, niż wymuszanie pierwszeństwa. Co do tego drugiego, to w sumie kierowca zbliżając się do zebry, powinien zwolnić i zachować szczególną ostrożność 😉 A co z ubranymi w ciemne ciuchy ludkami pomykającymi po zmroku poboczem drogi? Jak nie ma chodnika, to lepiej poboczem, niż środkiem jezdni 😉 Tak na serio, to w tym wypadku to nie tylko po stronie kierowcy leży odpowiedzialność, żeby jechać z prędkością odpowiednią do warunków pogodowych, ale również w interesie samego pieszego jest zachowanie ostrożności. Nie ma w tym wypadku złotej rady, może jednak warto więc schować dumę do kieszeni i uzbroić się w odblask albo chociaż nieco jaśniejsze części garderoby? Z kolei odnośnie pchających wózek, to również ciężko nam usprawiedliwiać ich zachowanie, bo zwyczajnie nie da się tego zrobić!
W zależności od tego, czy idziemy piechotą, poruszamy się rowerem czy jedziemy samochodem, zmienia nam się perspektywa. Czasem wystarczy odrobinę zwolnić, zastanowić się i zdjąć klapki z oczu, żeby zrozumieć cudzy punkt widzenia. Czy widzicie szansę na pogodzenie ze sobą tych trzech grup społecznych, żeby wszystkim żyło się lepiej? Jesteśmy ciekawi Waszych doświadczeń, spostrzeżeń i pomysłów. Zapraszamy do komentowania 🙂
PS. Przeczytajcie o drogowych przewinieniach przeciętnych kierowców.