Co kupić — samochód nowy czy używany? Droższy, ale z gwarancją, czy tańszy i lepiej wyposażony, ale z ryzykiem, że w swojej karoserii posiada elementy przystanku autobusowego? Przed tym trudnym pytaniem staje wielu kierowców — nam przytrafiło się to rok temu…
Kupując samochód, praktycznie już na samym początku musimy podjąć decyzję — nowy czy używany? Dysponując danym budżetem często jest tak, że możemy w tej samej cenie kupić nowy, skromny samochód z gwarancją lub lepiej wyposażony, ale używany egzemplarz. W tym drugim przypadku największą niewiadomą jest oczywiście historia oraz rzeczywisty stan techniczny, sprzedający i komisy mają bowiem w zwyczaju odpicowywać auta oraz ukrywać wady i usterki.
Od kiedy zaczęliśmy rozmawiać o zmianie samochodu, nie mieliśmy sprecyzowanej wizji, jakim konkretnie samochodem chcielibyśmy się poruszać przez najbliższe kilka lat. Wiedzieliśmy natomiast, że przede wszystkim samochód ten musi mieć sportowe zacięcie i przyzwoite osiągi, ponieważ jazda ma sprawiać przyjemność, a nie frustrować. Kolejny warunek również wiązał się z czerpaniem frajdy z posiadanego auta, mianowicie walory audiowizualne pojazdu. Po trzecie, biorąc pod uwagę okazjonalny wypad na pojeżdżawkę i tym samym nastawiając się na nieuniknione naprawy, musieliśmy poważnie rozważyć opcje: tańszy nowy samochód na gwarancji vs. fajniejszy używany, który nie puści nas z torbami. Jako nowi adepci sztuki jazdy sportowej liczyliśmy się z faktem, że możemy nie raz rozsmarować auto na bandzie, więc zakup droższego samochodu mijał się z sensem.
Wiele godzin i litrów kawy później nasz wybór z wielu względów ograniczył się do Renault Twingo RS II jako samochodu nowego oraz Subaru Imprezy starszej generacji jako alternatywy w postaci auta używanego. “Renówka” wydawała się idealnym kompromisem, zarówno pod kątem stosunku ceny do satysfakcji z prowadzenia, jak i spokoju ducha, że auto jest na gwarancji (w końcu to Francuz). Rozum podpowiadał nam Renault, ale serce ciągnęło do Kraju Kwitnącej Wiśni. Subaru to spełnienie naszych motoryzacyjnych marzeń, rajdowa legenda, urzekająca nie tylko osiągami, ale i niepowtarzalnym dźwiękiem. Gdzieś z tyłu głowy kłóciły się jednak dwa chochliki:
“Pali jak smok, wygląda wulgarnie, naprawy nas zrujnują, a w ogóle to zaraz się zepsuje.
‑Im brzydsze, tym piękniejsze, brzmi jak nic innego, a każda chwila za kierownicą to jak urodziny, Gwiazdka i Dzień Dziecka w jednym.”
Co zatem wybrać — nowe, droższe, wolniejsze, ale pewne, pachnące nowością i objęte gwarancją Renault Twingo RS czy brutalne, głośne, stare, tańsze i mogące w każdej chwili wypluć panewkę Subaru Imprezę GT? Rozmowom i przerzucaniu się argumentami nie było końca, aż pewnego dnia problem został rozwiązany za nas. Jak? Renault postanowiło wypuścić nową generację modelu Twingo, który w pierwszych zapowiedziach wyglądał tak:
Pomijając kolor, nowe wcielenie małej Renówki, delikatnie mówiąc, nie przypadło nam do gustu. Wiedząc, że od ewentualnego zakupu dzieli nas jeszcze wiele miesięcy, a dotychczasowa generacja Renault Twingo RS już wychodziła ze sprzedaży, szala zwycięstwa naturalnie przesunęła się na stronę Subaru… Zamiast małego, miejskiego samochodziku ze sportowym pazurkiem mieliśmy kupić auto, które ma rajdowe korzenie i nie lubi kompromisów.
W ten oto sposób w marcu 2012 roku staliśmy się posiadaczami tej jedynej, wymarzonej i wyszukanej w gąszczu ogłoszeń Imprezy GT, zwanej przez nas pieszczotliwie “Świnką”. Mija akurat rok od tego wydarzenia. Czy żałujemy podjętej decyzji? Dowiecie się na blogu już niebawem 🙂
31