Przed zakupem Subaru Imprezy mieliśmy wiele obaw — jak sprawdzi się taki samochód w codziennej eksploatacji, ile będzie kosztować jego serwisowanie, czy często będzie się psuć? Zadawaliśmy sobie niejednokrotnie pytanie, czy kojarzący się z rajdami samochód nie rozczaruje nas i nie zniechęci do siebie już po pierwszym miesiącu posiadania… Czy obawy były słuszne?
O tym jak podjęliśmy decyzję o zakupie Subaru już pisaliśmy na blogu. Gdy klamka zapadła i zdecydowaliśmy się na zakup naszego wymarzonego samochodu spod znaku Plejad, najbliżsi nie ułatwiali nam podążania za naszą pasją. Nie jesteśmy w stanie zliczyć argumentów “przeciwko”, jakie usłyszeliśmy w temacie zakupu używanej Imprezy. To tylko wybrane przykłady 😉
“Ma 15 lat?! A gdzie wy znajdziecie do niego części?”
“Ile przejechał?! Ćwierć miliona kilometrów? Przecież to wrak, a nie samochód!”
“Przecież on tyle pali, że i tak nie będziecie nim jeździć! Tym bardziej, jak obrócicie panewkę…”
Jednak chcąc realizować własne marzenia, trzeba czasem wsłuchać się w głos serca, zamiast w sceptyczne gderanie. Bardziej doświadczeni Subarowicze polecali nam na pierwszego Japońca sprawić sobie Imprezę GT, czyli pierwszą generację kultowego modelu z silnikiem doładowanym turbosprężarką. Jest ona na tyle mocna i nienaszpikowana elektroniką, że idealnie wręcz nadaje się do nauki sportowej jazdy. Po okiełznaniu “klasyka” każdy inny samochód będzie już łatwiejszy w prowadzeniu.
Czego najbardziej obawialiśmy się przed dokonaniem zakupu?
Przede wszystkim trafienia na wadliwy egzemplarz oraz kosztów eksploatacji, które przerosłyby nasze możliwości. Impreza z definicji nie służy do emeryckiej jazdy, więc zadbanego i sprawnego technicznie egzemplarza, zwłaszcza na terytorium naszego kraju, ze świecą szukać. Jeśli rozważać auta sprowadzone, jak się nie naciąć na nieuczciwego handlarza, który próbuje sprzedać spawany z kiosku i przystanku, jako “Kozak, Igła, Okazja, Jedyny taki!”? A co jeśli nasze nieudolne początki nauki prowadzenia czterołapa przyczynią się do poważnej awarii? A co jeśli zaraz panewka się odezwie? A co jak w rozliczeniu w serwisie będzie trzeba zostawić organy wewnętrzne? Obawom końca nie było.
Czy warto było się bać?
Z jednej strony, niby nasze obawy nie ziściły się i trafiliśmy na naprawdę zadbany egzemplarz Imprezy GT, a stan techniczny nie wymagał od nas prawie żadnego wkładu finansowego (prawie, bo jedno łożysko w kole nadawało się do natychmiastowej wymiany). Dlatego zdecydowanie polecamy Wam sprawdzenie auta przed zakupem w wyspecjalizowanym serwisie tak, jak zrobiliśmy to my. Lepiej stracić ok. 350 zł na przegląd, niż wydać kilkadziesiąt tysięcy na złom i to dosłownie.
“Nic do Subaru kosztuje 100 zł, cokolwiek zaczyna się od 1 000 zł — święta prawda!”
Z drugiej strony jednak, obawiając się typowych dla Imprez awarii oraz kosztów związanych z ich naprawą, do perfekcji opanowaliśmy obsługę turbodoładowanego silnika w czteronapędzie. Gdyby nas obudzić w środku nocy, bez problemu wyrecytowalibyśmy listę rzeczy, które w Subaru można, których nie można, a które trzeba — Dekalog Subaru Imprezowicza, który wpajał nam każdy znawca tematu i mechanik. Jeśli do tego dodać jeszcze pilnowanie terminów przeglądów, nie odkładanie w czasie ważnych napraw oraz regularną wymianę zużytych części eksploatacyjnych, to okazuje się, że nie takie Subaru straszne, jak go malują.
Ile to realnie kosztuje?
Przed podjęciem decyzji o zakupie Subaru zadawaliśmy sobie pytanie, jakie powtarza zapewne wielu potencjalnych kupców — ile kosztuje utrzymanie takiego auta?
O kosztach paliwa nie ma co pisać — każdy pokonuje inne dystanse. Wystarczy wspomnieć, że spalanie to 13–15 litrów i nie ma tu znaczenia, czy jedziesz spokojnie czy z każdych świateł ruszasz pierwszy — mniej benzyny zużyć się po prostu nie da. Przy okazji — do baku zaleca się lać szlachetne 98 oktanów, a nie pospolite, supermarketowe 95, co dodatkowo podnosi ostateczny rachunek.
Co z naprawami? Przez rok użytkowania Świnki, a szczególnie dzięki upalaniu po torach, których nawierzchnia często przypominała skórę twarzy nastolatka, kilka elementów zmuszeni byliśmy wymienić. Zaraz po zakupie były to wszelkie płyny, filtry — standard. Od razu wymieniliśmy również szumiące łożysko w kole, tuleje wahaczy, przewody wspomagania oraz ustawiliśmy na nowo geometrię. Potem przyszła pora na zakup letnich opon oraz ich montaż.
Ciekawą nauczkę dostaliśmy w momencie, w którym przyszła pora na wymianę tarcz hamulcowych. W momencie zakupu ogromnie cieszyliśmy się, że przednie koła zdobią czterotłoczkowe zaciski oraz ogromne pływające tarcze hamulcowe, ledwo mieszczące się pod felgami 17″. Podnosiło to przecież wartość kupowanego wówczas samochodu, a dodatkowo gwarantowało lepsze hamowanie. Niestety, po ocenie kosztów zakupu nowych tarcz oraz ich wymiany zdecydowaliśmy się na zdjęcie całego tego wypasionego zestawu i założenie kompletu z Subaru Imprezy WRX, składających się również z czterotłoczkowych zacisków hamulcowych, ale mniejszych i tym samym tańszych tarcz. Przy okazji wymieniliśmy płyn hamulcowy na nowy.
W grudniu przyszła zima, trzeba było zatem oddać trochę gotówki wulkanizatorowi za wymianę opon. Po pojawieniu się prawdziwych mrozów pojawiły się także pierwsze, na szczęście niewielkie problemy — strojenia domagała się turbosprężarka, a akumulator wymiany na nowy (podczas jednej mroźnej nocy zupełnie odmówił współpracy). Po blisko roku użytkowania Subaru Imprezy GT znowu zawitaliśmy do serwisu na przegląd — do wymiany poszedł olej silnikowy z filtrem, czujnik spalania stukowego, uszczelniono pokrywy zaworów oraz poprawiono mocowanie układu wydechowego.
Roczny koszt wszystkich części oraz napraw wyniósł 8 127 złotych. Bez wliczania w to kosztów ubezpieczenia samochodu czy tankowania paliwa. Oczywiście można było naprawić wszystko drożej lub taniej, albo nie naprawiać wcale — my postępując jednak zgodnie z Dekalogiem Subaru Imprezowicza z usuwaniem usterek nie zwlekaliśmy. W ciągu pierwszych 12 miesięcy posiadania Świnki przejechaliśmy nią nieco ponad 8 000 km — w dużej części po torach zarówno latem (sprawdź listę torów po których jeździliśmy) jak i zimą (przeczytaj wrażenia z zimowych pojeżdżawek).
Czy jesteśmy zadowoleni?
Słownik języka polskiego nie jest tak bogaty, żeby oddać emocje związane z posiadaniem tego samochodu oraz jego użytkowaniem. Fakt, że jako samochód do użytku codziennego ma sporo minusów — jest tak głośny, że jazda w trasie na tylnym siedzeniu powoduje gorszy ból głowy niż całonocne “tankowanie”. Jeździć ekonomicznie czy upalać na torze — pełny bak starcza na przejechanie ok. 300 kilometrów. Z naszym zawieszeniem jazda po polskich drogach jest równie przyjemna, jak przejażdżka po czołgowisku. Po randce z suszarką gadka na biednego studenta też nie przejdzie 😉 Ale kogo to obchodzi, jak nawet stanie w korku w tym samochodzie sprawia radość!
Hasło reklamowe Subaru brzmi “Confidence in Motion”. Stan ten można osiągnąć stosując się do innego ich motta: “Think. Feel. Drive”. Napęd na obie osie to nie wszystko. Nie jest to auto, które wybacza błędy, które samo jeździ. Samochód trzeba poczuć, włączyć myślenie i skoncentrować się na jeździe, żeby móc wydobyć z niego to, co najpiękniejsze. Ani przez chwilę nie żałowaliśmy, że wybraliśmy 15-letnie Subaru Impreza zamiast nowego Renault Twingo RS.
↓ Kliknij lajka, a Twój samochód może już nigdy się nie zepsuje ↓
390