Dopiero co pisaliśmy o planie wprowadzenia ograniczenia prędkości do 30 km/h w centrum miast, a tutaj nowa informacja — Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad podjęła decyzję, że na 262 odcinkach dróg w całej Polsce limity prędkości zostaną zwiększone. Uznano, że stan naszych dróg jest tak dobry, że kierowcy będą mogli śmielej wciskać gaz. Brzmi pięknie, ale jest jedno “ale”…
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad wraz z Policją przebadała 1444 odcinków dróg w całym kraju, aby ocenić czy obecnie obowiązujące ograniczenia prędkości są słuszne. W opublikowanym raporcie dowiadujemy się, że w większości wypadków postanowiono utrzymać obecne limity, jednak w 406 przypadkach podjęto decyzję o zmianie. W jednym miejscu z 30 km/h podniosą do 70 km/h, w innym z 70 km/h zrobią 100 km/h, a jeszcze gdzie indziej obniżą z 70 km/h do 60 km/h. Więc niby fajnie, bo w większości wypadków limity prędkości wzrosną, jednak z drugiej strony wprowadza to spory chaos.
Po wprowadzeniu zapowiadanych zmian, co ma nastąpić do połowy czerwca, a także ew. wprowadzeniu Strefy 30, żeby odnaleźć się w tym, jak szybko możemy spieszyć się do pracy w porannym korku, będzie tylko jedna rada — baczne obserwowanie znaków. A już teraz ciężko się w tym połapać! Jasne, obowiązkiem każdego kierowcy jest czytanie znaków podczas jazdy, ale w naszym kraju temat ten wygląda, hmmm, powiedzmy delikatnie — specyficznie. Znaków jest dużo za dużo, a ich nadmiar często prowadzi do absurdów i wykluczania się znaków między sobą. Dlatego wypracowało się w nas wszystkich przekonanie, że znaki stawiane są bez większego sensu i nie należy im ślepo ufać.
Dlatego wraz z wprowadzeniem przeróżnych ograniczeń, aby wiedzieć czy w danym obszarze miasta można jechać akurat 30, 50, 60 czy może 70 km/h, powinien ruszyć odważny program redukcji liczby znaków drogowych. Badanie skutkujące wspomnianym raportem zakładało to, ale skoncentrowano się w nim głównie na znakach ograniczających dopuszczalną prędkość, a także oznaczeniach skrzyżowań oraz przejść dla pieszych. A gdzie likwidacja setek czy nawet tysięcy znaków drogowych, które są całkowicie niepotrzebne, a często wręcz dezinformują i wprowadzają zamęt? W Polsce znaki drogowe mają najprawdopodobniej możliwość rozmnażania się poprzez zapylanie, bowiem pojawiają się w licznych grupach, które dalej szybko się namnażają.
Zatem hurra, pojeździmy szybciej, ale jakoś tak nie do końca się cieszymy, bo temat znaków jak nie jest uporządkowany, to i szybko nie będzie. Znając życie, panowie z suszarkami bacznie będą czuwać, aż komuś z nas podwinie się noga w nadciągającym chaosie zmian 😉