PARTNER BLOGA:

Mad Max: Na drodze gniewu Sala kinowa ŠKODA 4DX - warto czy nie warto?

Przewiń w dół

W ostat­nim cza­sie do pol­skich kin zawi­ta­ła czwar­ta już część fil­mu Mad Max. Dzię­ki uprzej­mo­ści fir­my Cine­ma City, mie­li­śmy oka­zję obej­rzeć pokaz przed­pre­mie­ro­wy w sali ŠKODA 4DX. Czy war­to iść na film do sali kino­wej spon­so­ro­wa­nej przez pro­du­cen­ta samo­cho­dów?

Jako że obo­je z Leniw­cem powo­li już grzy­bie­je­my, to szczy­tem tech­ni­ki dotych­czas był dla nas film 3D. O 4D coś niby sły­sze­li­śmy, ale jakoś nigdy nie było oka­zji, żeby oswo­ić się z tym zwie­rzem. Stąd bez zasta­no­wie­nia posta­no­wi­li­śmy sko­rzy­stać z zapro­sze­nia na seans “Na dro­dze gnie­wu” w sali kino­wej ofe­ru­ją­cej rze­ko­me dodat­ko­we atrak­cje. O samych efek­tach spe­cjal­nych będzie niżej, a tu jest miej­sce na szcze­re aż do “bulu” wyzna­nie. Wstyd się przy­znać, ale z poprzed­nich czę­ści dzie­ła Geo­r­ga Mil­le­ra koja­rzy­li­śmy tyle, że gra­ła tam Tina Tur­ner, tir prze­je­chał po jakimś kole­siu i gene­ral­nie pusty­nia, kicz i sta­da jakiś zmu­to­wa­nych lud­ków. Lek­cje odro­bi­li­śmy już po obej­rze­niu ostat­niej czę­ści i dopie­ro wte­dy zyska­li­śmy poczu­cie, że jed­nak ma to jakiś sens, widać kon­ty­nu­ację histo­rii, zni­kąd się to wszyst­ko nie wzię­ło i nie­słusz­nie po wyj­ściu z kina inte­lek­tu­al­nie czu­li­śmy się jak pan­to­fe­lek 😉
 

No ale do rze­czy. 4D koja­rzy­li­śmy z rucho­my­mi fote­la­mi i dodat­ko­wy­mi bodź­ca­mi, któ­re mają na celu uzu­peł­nie­nie pro­jek­cji fil­mu. Rze­czy­wi­stość jak zwy­kle wery­fi­ku­je wszyst­ko. Prak­tycz­nie od pierw­szych sekund wszyst­kie zmy­sły dosta­ją solid­ne­go kopa. Nie macie nawet poję­cia jak gło­śno potra­fi tupać jasz­czur­ka po pia­sku pusty­ni! Z każ­dą kolej­ną minu­tą wszyst­ko nabie­ra takie­go tem­pa, że do napi­sów koń­co­wych będzie­cie kur­czo­wo się trzy­mać fote­la.

Mad Max: Na drodze gniewu

Spo­tka­li­śmy się z oce­ną, że całość efek­tów jest nie­spój­na i odwra­ca uwa­gę od akcji fil­mu. Czy ja wiem? Sko­ro prze­mie­rza­jąc pust­ko­wia ramię w ramię z głów­nym boha­te­rem twarz sma­ga nam wiatr, ple­cy masu­je pomruk sil­ni­ka, a przy oka­zji licz­nych scen pości­gu doce­ni­my trzy­ma­nie bocz­ne fote­li, to jak dla mnie czep­nąć się moż­na co naj­wy­żej kap­kę prze­sa­dzo­nych stro­bo­sko­po­wych bły­ska­wic. No ale sami wie­cie — z opi­nią jest jak z zadnią czę­ścią cia­ła — każ­dy ma swo­ją. Nie bądź więc Janu­szem, prze­ko­naj się sam! 😉

Nie­za­po­mnia­ne to prze­ży­cie, gdy ze sku­tecz­no­ścią Neo z Matri­xa unik­niesz kul pod­czas wymia­ny ognia, aby na koniec sztach­nąć się z satys­fak­cją zapa­chem palo­ne­go pro­chu. Jaz­da bez trzy­man­ki tyl­ko na wła­sną odpo­wie­dzial­ność, nie­licz­ne są bowiem chwi­le wytchnie­nia, kie­dy moż­na popra­wić potar­ga­ną grzyw­kę lub rado­śnie przy­jąć na twarz orzeź­wia­ją­ce bry­zgi wody. Wra­że­nia są inten­syw­ne, chwi­la­mi może nawet nie­co zbyt inten­syw­ne. Jak na praw­dzi­we­go blo­ge­ra moto­ry­za­cyj­ne­go przy­sta­ło, cho­ro­ba loko­mo­cyj­na Leniw­ca nie dys­kry­mi­nu­je żad­ne­go pojaz­du mecha­nicz­ne­go, jed­nak na fil­mie to ja kil­ku­krot­nie roz­wa­ża­łam inne zasto­so­wa­nie dla kubeł­ka po dużej por­cji popcor­nu 😉

Mad Max: Na dro­dze gnie­wu” to nie tyl­ko zapie­ra­ją­ce dech efek­ty spe­cjal­ne czy piro­tech­ni­ka przy­ćmie­wa­ją­ca nawet kon­cer­ty Ram­m­ste­in, to rów­nież grat­ka dla petrol­he­adów. Wła­ści­wie to moż­na powie­dzieć, że spraw­dzian z moto-wiedzy, bo nie­któ­re pojaz­dy są tak zmo­dy­fi­ko­wa­ne, że tyl­ko wpraw­ne oko znaw­cy ziden­ty­fi­ku­je co ponie­któ­re. Sam film ofe­ru­je zna­ko­mi­ty, nie­co mroczno-surrealistyczny kli­mat i jest dosko­na­łym roz­wi­nię­ciem serii Mad Max, ofe­ru­jąc spo­rą daw­kę akcji, humo­ru i gro­te­ski.

OK, dosyć chwa­le­nia, bo sama sie­bie prze­ko­na­łam, żeby jesz­cze raz odwie­dzić salę kino­wą ŠKODA 4DX, gdy­by nie cena bile­tu…


Dołącz do nas!
Face­bo­ok Insta­gram YouTu­be
[wysija_form id=“4”]

↓ Lajk do dechy! ↓

  • 10
  •  
  •