Coupé, crossover czy kompaktowy hatchback? Niezależnie od tego, jak zakwalifikujemy nowe Infiniti Q30, okazuje się, że to znakomite auto. Szczególnie w najmocniejszej wersji S.
Jeśli masz kupę szmalu, wybór samochodu może wydawać się prostą sprawą. Po prostu kupujesz to, co Ci się podoba, w konfiguracji, która odpowiada Twoim gustom. Jeśli jednak dołożymy do tego chęć posiadania czegoś oryginalnego, zadanie poważnie się komplikuje. BMW? Przecież tyle ich jeździ na drogach. Audi? Nic nadzwyczajnego, modelu A5 widzi się na ulicach kilka razy więcej, niż VW Polo. Nawet Mercedes nie jest już niczym wyjątkowym. Jeżeli zatem celujecie w segment premium, chcąc jednak wyróżnić się na drodze i nie iść w banalne wybory, powinniście zainteresować się Infiniti.
Q30 to najmniejszy model marki Infiniti, wielkością zbliżony do VW Golfa, Audi A3, Hondy Civic czy Volvo V40. Mały nie wyklucza jednak określenia wyjątkowy. Bo tak można poczuć się za kierownicą tego auta. Zapraszam na test!
Mały, wielki samochód
Kompaktowy hatchback, jakim jest Infiniti Q30, to wielki przełom dla marki Infiniti, kojarzącej się mimo wszystko z dużymi limuzynami lub potężnymi SUV’ami. Nowy, mały gracz ma wielkie szanse zamieszać na rynku i sprawić, że Infiniti poszybuje z wynikami sprzedaży. Czy tak się faktycznie stanie?
Patrząc na design i jakość wykonania Infiniti Q30, szanse są bardzo duże. Auto powstało na bazie płyty podłogowej Mercedesa Klasy A, wyróżnia się jednak wyglądem bardzo charakterystycznym dla japońskiej marki — “falującą” sylwetką nadwozia oraz ogromnym grillem przed maską samochodu. Przyjrzyjcie się linii biegnącej od reflektorów, wzdłuż całego boku nadwozia na wysokości klamek, która następnie oplata cały tył i płynnie biegnie znowu do przednich świateł. Nie trzeba się jej przyglądać pod światło. Linia jest mocna i dobrze widoczna z daleka. Zauważyłby ją nawet sam Stevie Wonder. Z kilometra. We mgle.
Gusta są różne, jednak w moje Q30 trafia idealnie. Projekt przodu jak i tyłu sprawia, że podchodząc do auta cieszyłem się jak małe dziecko. Nawet mimo podwyższonej sylwetki w porównaniu do tradycyjnego kompaktu Infiniti Q30 wygląda bardzo zgrabnie.
Znakomity wygląd zewnętrzny nie do końca współgra moim zdaniem z środkiem auta. Kabina pozbawiona jest tak odważnych linii jak nadwozie, a kokpit może wydawać się zbyt konserwatywny i prosty. Do tego ma za dużo małych przycisków. Żeby było jasne — zabrakło mi tu nieco odwagi w projekcie kokpitu, bo do jakości zastosowanych materiałów nie można mieć zastrzeżeń. Wysoka wersja wyposażenia Sport wygląda znakomicie, szczególnie tapicerka z alcantary czy obszyta tym samym materiałem deska rozdzielcza oraz boczki drzwi. Wnętrze jest niezwykle przytulne, komfortowe i naprawdę znakomicie wykonane.
Sportowe zacięcie
Infiniti Q30 dostępne jest w kilku wersjach silnikowych. Oferowany jest ekonomiczny diesel 1.5 o mocy 109 koni, mocniejszy ropniak 2.2 o mocy 170 koni, a także benzyniaki — od 1.6 do 2.0 turbo. My mieliśmy okazję jeździć najmocniejszą odmianą — żłopiącym benzynę R4 2.0 Turbo, dysponującym mocą 211 KM. Co interesujące, są to parametry dokładnie takie same, jak w naszym 19-letnim Subaru (też 2.0t, też 211 KM). Zwiastowało to spore emocje, szczególnie, że wyposażeniowa wersja Sport ma napęd na cztery koła, siedmiobiegową dwusprzęgłową przekładnię DCT, obniżone i utwardzone zawieszenie, 19-calowe felgi, wentylowane tarcze hamulcowe oraz czarną podsufitkę w kabinie, co zawsze dodaje samochodowi kilka dodatkowych niutonometrów.
Wrażenia z jazdy? Mega pozytywne! Silnik idealnie daje sobie radę z ważącym ok. półtorej tony samochodem. Motor zestrojono tak, aby generował moment obrotowy w większym zakresie obrotów. Efekt? Auto rozpędza się bez zadyszki do 200 km/h, co przetestowaliśmy oczywiście na niemieckich autostradach 🙃 Sprint do setki trwa nieco ponad 7 sekund, jednak odczucia są lepsze niż to, co znajdziemy na papierze — głównie za sprawą równomiernie napływającej mocy i piekielnie szybkiej zmianie biegów przez 7‑biegowy, dwusprzęgłowy automat.
Infiniti deklaruje spalanie na poziomie 8 litrów na setkę w mieście. I faktycznie tyle mi średnio wyszło podczas testu, a przesadnie lekkiej nogi podczas jazdy Q30S nie miałem — uturbiona dwulitrówka zwyczajnie kusi, aby dać jej po zaworach przy każdej nadarzającej się okazji. Szczególnie, że w tym aucie nie tylko jazda na wprost daje masę przyjemności. Napęd na dwie osie oraz niższe i sztywniejsze zawieszenie wersji Sport sprawiają, że Infiniti Q30S klei się drogi, a zmiana kierunku przychodzi bez żadnej walki na kierownicy.
Przy bardzo spokojnej jeździe ze spalaniem da się zejść do 6,5 litrów na 100 km. Gdy puścimy wodzę fantazji, Infiniti Q30S 2.0t AWD Sport pochłonie 13 litrów benzyny na setkę. Średnia w mieście wynosi jednak 8 l/100 km.
Nieco mieszane uczucia mam w stosunku do brzmienia silnika. Nie jest ani słabe, ale nie jest też porywające. Po podwójnej końcówce wydechu oraz aktywnym systemie poprawy dźwięku można było spodziewać się czegoś bardziej rasowego. Z drugiej strony… Infiniti Q30S to auto klasy premium i zwyczajnie nie może zamęczać swojego posiadacza przesadnym rykiem silnika. Zwyczajnie mu nie wypada i to jestem w stanie zrozumieć i zaakceptować.
Auto nie dla każdego
Infiniti Q30S nie jest samochodem dla każdego. I nie chodzi tu nawet o wynoszącą ponad 170,000 złotych cenę testowanego egzemplarza. Dla jednych to góra pieniędzy, dla drugich tylko drobniaki. Q30 to najzwyczajniej w świecie mało praktyczny samochód. Przez otyły słupek C widoczność do tyłu jest znikoma. Brakuje systemu bezkluczykowego czy kamery cofania. Auto nie ma przesadnie dużego bagażnika (368 litrów), ani przestronnego wnętrza, szczególnie dla pasażerów z tyłu. Jeśli ktoś szuka samochodu wyłącznie wedle wskazań w tabelkach dotyczących spalania czy przestrzeni bagażowej, na Infiniti się nie zdecyduje. Q30S to wybór dla poszukujących czegoś więcej. Unikalności i jakości. Czegoś co sprawi, że poczują się wyjątkowo za kierownicą. Mimo, iż wsiadając do Infiniti Q30 bardzo mocno da się odczuć wpływy Mercedesa (i nie mówię tu tylko o płycie podłogowej, silniku czy skrzyni biegów, ale również wyglądzie zegarów, kluczyka czy panelu klimatyzacji), japoński kompakt ma w sobie coś unikalnego. Wpływa na kierowcę tak, jak oczekiwałbym wyciągając na samochód z portfela 170 tysięcy złotówek.
Infiniti Q30S to jeden z tych samochodów, które potrafią uwieść i rozkochać w sobie kierowcę. Tak też zrobiło ze mną i nie chciało puścić z miłosnego uścisku. Do dziś śnię o nim po nocach, mając nadzieję, że kiedyś do mnie wróci… I wtedy odjedziemy wspólnie w stronę zachodzącego słońca, słuchając na cały regulator “I Can’t Stop Loving You” Ray’a Charlesa.
P.S. Zamontowane na pokładzie Infiniti Q30S audio marki Bose gra znakomicie, choć nadal nie znalazłem samochodu, który w temacie brzmienia choć zbliżyłby się do wzorcowego Volvo XC90 (przeczytaj test).
2.0 turbo, 211 KM
OCENA
silnik, skrzynia
zawieszenie
wyciszenie wnętrza
słabe trzymanie foteli
cena
41