Legenda ludowa głosi, że Mercedes prawie zbankrutował przez model W123, a W124 był gwoździem do trumny. Całe szczęście zarząd Mercedesa poszedł po rozum do głowy i zaczęła się era aut jednorazowych. Brzmi znajomo?
Na pewno o tym słyszeliście. Ja w tę legendę nie wierzę. Jedyne co mnie przekonuje to projektowanie aut z założeniem, że okres ich eksploatacji będzie wynosił X lat. Czy to będzie 10 czy 15? Tego nie wiem. Rozumiem natomiast czym kierują się producenci tak projektując pojazdy. Mówi się, że statystyka to największe kłamstwo. Może to i prawda, ale wiem też, że jest nieubłagana. Skoro w krajach rozwiniętych średni wiek auta to 7–9 lat to nie ma sensu napinać się i produkować aut, które będą się dobrze trzymały po 20 latach. To po prostu nie ma sensu bo i tak większość aut kończy na złomie po wypadkach lub jest zajeżdżona ciężko pracując.
Oczywiście nic nie przekona zwolenników teorii spiskowych. Ja mam swoją teorię. Uważam, że nowoczesne auta są niszczone w dużym stopniu przez właścicieli i czasem przez serwisy. Dlaczego przez właścicieli? Kto z was przeczytał instrukcję obsługi swojego auta? Kto się do niej stosuje? No właśnie. Tu jest pies pogrzebany.
Nowoczesne samochody są coraz bardziej skomplikowane. Po części ze względu na wymagania dotyczące emisji trujących związków (czy ekologia to przekleństwo? O tym przeczytacie tutaj http://antymoto.com/ekologia-przeklenstwo/), a po części ze względu na nas samych. Skoro każde auto jest w stanie bezawaryjnie przewieźć nas z punktu A do punktu B to trzeba coś wykombinować, żeby ludzie chcieli kupować nowe fury. Dokłada się więc masę gadżetów i błyskających lampek. Ale również poprawia się bezpieczeństwo pasażerów. Obecnie auto jest w stanie jechać z niewielką pomocą kierowcy.
ABS dba o to, żebyśmy mogli ominąć przeszkodę podczas awaryjnego hamowania.
ESP zadba, żeby podczas tego omijania auto nie obróciło się wokół osi pionowej. ASR zadba o płynne ruszanie.
System ostrzegania o opuszczeniu pasa będzie do nas mrugał jeśli się zagapimy i może nam jeszcze podpowiedzieć, że jakiś pojazd znajduje się w martwym polu. Jeśli w zakręcie zacznie coś złego dziać się z samochodem to układ kierownicy podpowie nam, w którą stronę skręcić kierownicę żeby nic się nie stało.
Mało? Jest tego jeszcze więcej i będzie przybywało. Obecnie mamy przecież do dyspozycji zestawy audio i telewizor, masaż pleców i wentylowane siedzenia. Każdy ten element powstał głównie po to, żeby nam się bezpieczniej i wygodniej podróżowało, ale wiele z nich to po prostu „poprawiacze humoru”. Lepiej się czujemy jeśli nam się wydaje, że mamy kontrolę nad tym, co się dzieje. Obsługując tyle systemów czujemy pełną kontrolę.
Zapominamy jednak o podstawach. Silnik, nawet ten nowoczesny, nie jest wstanie od pierwszej chwili pracy dawać z siebie wszystkiego. To nie telewizor czy radio. A niestety tak go często traktujemy.
Co się dzieje jeśli dajemy mu na zimnym? Luzy w silniku są większe, mechanizmy nierozgrzane, a olej ma dużą lepkość. Jeśli w takiej sytuacji będziemy silnik mocno obciążać może dojść do wcześniejszego zużycia elementów lub awarii.
Spróbujcie obudzić sprintera (biegacza, nie MB) i 5 sekund po pobudce każcie mu przebiec 100 metrów pełnym ogniem. Nie da się. Sprinter wie, że musi się rozgrzać. Jeśli tego nie zrobi, może ulec poważnej kontuzji. A silnik? Silnik będzie znosił to z godnością i nie poskarży się. Niestety po niedużym przebiegu mogą się pojawić problemy. Dlatego powinniśmy delikatnie operować pedałem gazu w pierwszych chwilach po uruchomieniu silnika. Pamiętajmy, że 90stC na wskaźniku temperatury cieczy chłodzącej to nie to samo co 90stC oleju silnikowego lub oleju w skrzyni biegów.
Duży wpływ na żywotność jednostki napędowej ma jej eksploatacja w ruchu po rozgrzaniu. Im bardziej „szarpiemy” w czasie jazdy tym szybciej silnik się skończy. Najgorsze jest zerojedynkowe operowanie gazem. Tu nie tylko ogromne siły działają na elementy silnika, ale i cały układ napędowy dostaje w kość. Elementy takie jak przeguby, półosie, sprzęgło i koło dwumasowe nie lubią zmiennych obciążeń. Bardzo nie lubią.
Nie lubią też jeśli nagle przerywamy ich pracę. Najbardziej obrażona może być turbosprężarka. Olej przechodzący przez nią, rozgrzewa się w ułamku sekundy do ponad 300stc. Jeśli jest to chwilowe to nie ma sprawy. Olej się rozgrzeje i zaraz spłynie do miski olejowej i tam sobie ochłonie. Jeśli jednak podróżujemy po autostradzie z gazem mocno wciśniętym w podłogę i zjedziemy na stację benzynową to może się zrobić gorąco. Po pierwsze, szybkie zmniejszenie obrotów silnika do poziomu obrotów biegu jałowego powoduje trudności w smarowaniu krzywek wałka rozrządu. Olej jest bardzo rozgrzany i może dojść do kontaktu krzywki z popychaczem bez pośrednictwa oleju. W turbosprężarce olej będzie miał naprawdę ciężkie życie. Gdy temperatura wzrośnie do ponad 300stC może dojść do wytrącenia się zanieczyszczeń węglowych. Te z kolei mogą odpłynąć do magistrali olejowej lub przyblokować wirnik.
Jaka jest na to rada? Wzorem aut wyczynowych, należy dać turbinie ochłonąć pozostawiając przez chwilę pracujący silnik. Zjeżdżając z autostrady warto nie wyrzucać na luz ale na ostatnim biegu toczyć się, łagodnie wytracając prędkość. To spowoduje spadek temperatury oleju i elementów silnika. Oczywiście na nic się te wszystkie zabiegi zdadzą jeśli nie będziemy stosować płynów eksploatacyjnych najwyższej jakości.
O ile można wydłużyć eksploatację silnika stosując odpowiedni olej?
Możliwości żywotności jednostek napędowych są bardzo zróżnicowane. W okresie PRL często „remont kapitalny” silnika był przeprowadzany przy około 100 000 km przebiegu. Dzisiaj, jeśli w ogóle jest to spotykane, to mówi się o przebiegach 3–6 razy większych. Przez te lata zmieniły się silniki, ale też bardzo zmieniły się oleje. Obecnie stoimy przed dylematem wyboru oleju silnikowego i sposobu jego eksploatacji. Załóżmy że mamy np. BMW, Mercedes‑a lub Volkswagen‑a. Oleje wymagane są olejami LongLife, więc możemy je eksploatować nawet do 30 000km.
- Zakładając olej podstawowej jakości i jego eksploatację przez 30 000km można spodziewać się żywotności silnika takiej, jaką zakładał producent (okolice 300 — 350 000km).
- Stosując olej niższej jakości i/lub eksploatując go w cięższych niż standardowe warunki i/lub wymieniając go rzadziej z całą pewnością nie osiągniemy takiego przebiegu.
- Możemy też zastosować olej z najnowszymi technologiami (np. Titanium FST w Castrol EDGE), wymieniać go częściej oraz kontrolować i utrzymywać ilość oleju bliską maksimum, co spowoduje znaczne przedłużenie żywotności silnika — nawet ponad dwu‑, trzy-krotne w odniesieniu do tego co zakłada producent auta.
Paweł Mastalerek, dział techniczny Castrol
Oczywiście wszystkie informacje dotyczące poprawnej eksploatacji auta można znaleźć w instrukcji obsługi, której prawie nikt nie czyta.
Bardzo ważnym elementem jest też odpowiednie serwisowanie auta. Regularna wymiana płynów ustrojowych czyli oleju, płynu chłodzącego i hamulcowego. Dbanie o ogólny stan techniczny auta, czyli monitorowanie zużycia elementów układu hamulcowego i zawieszenia. Wiem, że nie każdego stać na korzystanie z ASO i nie łatwo jest znaleźć odpowiedni warsztat niezależny. Wydaje mi się jednak, że w dobie internetu i wujka Google nie powinno to stanowić większego problemu.
↓ Lajk do dechy! ↓
359